Dla uczniów Chrystusa najważniejszą sprawą w ich życiu winno być uczestniczenie i właściwe przeżywanie Ofiary eucharystycznej. Poniższe rozważania zatytułowane „Po co Msza święta?” mają za cel pomoc w zbliżeniu do Chrystusa i uczynienia Eucharystii centralnym wydarzeniem każdej niedzieli, a może nawet każdego dnia.

Kilka miesięcy po rozpoczęciu swego pontyfikatu Jan Paweł II napisał w „Liście do Kapłanów na Wielki Czwartek 1979 roku” wstrząsające i skłaniające do przemyślenia słowa:
„Pomyślcie o tych miejscach, na których tak bardzo oczekują kapłana, gdzie latami całymi odczuwając jego brak, nie przestają pragnąć jego obecności. I bywa czasem tak, że zbierają się w opuszczonej świątyni i kładą na ołtarzu pozostałą tam kapłańska stułę, i odmawiają wszystkie modlitwy liturgii mszalnej, a przed przeistoczeniem zapada głęboka cisza, może tylko przerywana płaczem… Tak bardzo pragną usłyszeć te słowa, które tylko kapłańskie usta mogą skutecznie wypowiadać, tak bardzo pragną tej eucharystycznej Komunii, która tylko przez posługę kapłana może stać się ich udziałem i tak bardzo pragną usłyszeć Boskie słowa przebaczenia: `I ja odpuszczam Tobie grzechy…`. Tak bardzo przeżywają obecność nieobecnego wśród nich kapłana! Takich miejsc nie brak na świecie!”.

Słowa te, z jednej strony miały pokrzepić i dodać otuchy współbraciom w kapłaństwie, z drugiej zaś ich zadaniem było podkreślenie ogromnej wartości eucharystycznej Ofiary.
Niektórzy pytają: Po co Msza święta? Czy jest ona aż tak ważna, że rości sobie prawo do zabierania części niedzielnego czasu? Czy nie można jej zastąpić inną modlitwą? Są to otwarte lub ukryte pytania, które bezlitośnie odsłania życie. Wielu ludzi uważających się za katolików bardzo lekkomyślnie traktuje sprawę niedzielnego uczestnictwa w Eucharystii, zaniedbując je. Są też tacy, którzy przychodzą, lecz tak naprawdę są nieobecni, bo stoją poza świątynią albo wyraźnie nudzą się, bo zajęci są innymi sprawami. Msza św. jest dla nich magicznym obrzędem, sztuką z kapłanem w roli głównej. Swój udział sprowadzają do bezdusznego wypełniania jednego z przepisów, bądź to ze względu na opinię , bądź to celem zdobycia prawa do pewnych świadczeń ze strony Kościoła (prawo do chrztu, pogrzebu).

Tatrzański Giewont jest piękny. Chcąc jednak uchwycić cały jego urok, trzeba go zobaczyć rano, w południe, wieczorem, w świetle księżyca, gdy spowity jest mgłami, otulony śniegiem. Inaczej wygląda od wschodniej strony, inaczej od zachodniej czy północnej. Jawi się jako dumny i wyniosły, gdy jest się w dolinie; pokorny i mały, gdy usiądzie się na szczycie wyższym od niego. Podobnie jest z Eucharystią. Można przyglądać się jej z różnych stron, rozważać w różnych wymiarach. Jest rzeczywistością przebogatą i niezwykle atrakcyjną. Im lepiej jest poznawana, tym bardziej i chętniej jest przeżywana. Celem poniższych rozważań jest pomoc w uczynieniu Mszy świętej bardzo ważnym wydarzeniem w życiu Chrystusowego ucznia.


       

Aby dziękować

      Słowo „Eucharystia” pochodzi z języka greckiego i znaczy dziękczynienie. Jest to dziękczynienie składane Bogu za dzieło odkupienia z niewoli grzechu i śmierci, którego dokonał swoją ofiarą Chrystus. Odkupiony został każdy z nas, dlatego też każdy winien poczuwać się do okazywania wdzięczności.

Św. Łukasz zanotował: „Zmierzając do Jerozolimy przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. Gdy wchodził do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: `Jezusie, Mistrzu, ulituj się za nami! Na ich widok rzekł do nich: Idźcie, pokażcie się kapłanom!` A gdy szli, zostali oczyszczeni. Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, upadł na twarz i dziękował Mu. A był to Samarytanin. Jezus zaś rzekł: `Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec`. Do niego zaś rzekł: ` Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła`” (Łk 17, 11 – 19).

Chcąc pojąć wielkość obdarowania trzeba najpierw wejść w sytuację obdarowanego – trędowatego. Ludzi trędowatych uważano za nieczystych i dotkniętych karą Boga. Trędowaci byli izolowani od społeczeństwa, pogardzani, niekiedy obrzucani kamieniami, traktowani na równi z psami albo nawet jeszcze gorzej. Choroba zmierzała do śmierci, a dotknięci nią byli po prostu bezradni. Za sprawą Chrystusa trędowaci z Ewangelii otrzymali prawo do normalnego, szczęśliwego życia.

Posługując się analogią, należy podkreślić prawdę, iż cała ludzkość znajdowała się w podobnym, beznadziejnym stanie, z jedną bardzo istotną różnicą: nasza choroba – choroba grzechu – zmierzała ku śmierci wiecznej. Od tej choroby wyzwolił nas swoją ofiarną śmiercią Chrystus – „Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”.

Ten sam Chrystus pragnie, by okazywać Bogu wdzięczność. Niestety z dziesięciu uzdrowionych wrócił tylko jeden. „Upadł na twarz do jego nóg i dziękował Mu. A był to Samarytanin” (Łk 17, 16), a więc poganin. Ci, którzy uważali się za należących do narodu wybranego, nie przyszli. Zbawiciel z głębokim smutkiem w sercu stawia pytanie: „Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu?”

Wielu zostało oczyszczonych śmiercią Chrystusa przez Chrzest święty! Kiedy się jednak patrzy na niektóre świątynie podczas sprawowania w niedziele Ofiary Odkupienia, na usta ciśnie się pytanie: „Gdzie jest dziewięciu?” Czyż nie wszyscy zostali odkupieni?

Gorliwe uczestnictwo w Eucharystii świadczy o poczuciu wdzięczności wobec Boga. Nie należy patrzeć na to, że sąsiad, przyjaciel, kolega, czy też ktoś z rodziny zafascynowany jedynie doczesnym życiem zapomina o drodze do Jezusa, o Mszy św. Trzeba przychodzić do parafialnego wieczernika i dawać świadectwo swojej wdzięczności. A Ojciec, który widzi w ukryciu, odda każdemu (por. Mt 6,6).

Eucharystia jest najlepszą okazją i sposobem dziękowania. Sprawując ją nie czynimy Panu Bogu żadnej łaski, lecz wykonujemy swoją powinność zgodnie ze słowami modlitwy: „Zaprawdę godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy Tobie, Boże Wszechmogący, składali dziękczynienie”. A im większa świadomość z wielkości obdarowania, tym częstsze – nie tylko niedzielne – dziękczynienie.

                             

Aby ucztować

     Po Soborze Watykańskim II odsunięto od ściany ołtarz ofiarny. Takie usytuowanie ołtarza odzwierciedla pierwszą Eucharystię, którą sprawował wraz z gronem swoich uczniów Chrystus. Wszyscy oni (za wyjątkiem Judasza, który opuścił Wieczernik) uznani przez Chrystusa za czystych, tzn. godnych (por. J 13, 11), karmili się Ciałem i Krwią Pana. Apostołowie, a później inni uczniowie, trzymając się wiernie testamentu Zbawiciela, czynili to samo na Jego Pamiątkę. Eucharystia była źródłem siły młodego Kościoła. Kościół pierwszych wieków karmił się nieustannie Ciałem Pana. Katakumby w czasie prześladowań były tego świadkiem.
W przeddzień śmierci, w Wieczerniku, wyrażając swoją ostatnią wolę, Chrystus rzekł: „Bierzcie i jedzcie… Bierzcie i pijcie… To czyńcie na Moją pamiątkę”. To! Właśnie to! W ten sposób wyraził swój testament. A wcześniej powiedział do każdego z nas: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie” (J 6,53). Kto chce być dziedzicem niebieskich dóbr, winien spełniać testament Pana, który mówi: „Kto spożywa Ciało moje i pije Krew Moją ma życie w sobie, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym”.
Chrystus mówi wyraźnie: Kto spożywa”, a nie tylko kto spożyje raz na jakiś czas, od czasu do czasu, ale ciągle spożywa uczestnicząc w uczcie.
Ten, kto urządza przyjęcie trudzi się, ponosi wydatki, przygotowuje posiłek stosownie do ilości gości, których chce zaprosić. I zaprasza, przeważnie przyjaciół, licząc, że przyjdą. Jeśli zaprosi 200 osób, a przyjdzie połowa, wówczas wiele z tego, co zostało przygotowane będzie zmarnowane. Czy gospodarz nie ma prawa pogniewać się na tych, którzy pogardzili przyjęciem, a w konsekwencji gospodarzem?
Chrystus nazwał nas przyjaciółmi swoimi, ale pod warunkiem, że czynimy to, co nam nakazał (por. J 15,14). On Gospodarz, zaprasza każdego z przyjaciół na swoją ucztę: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy”. On bardzo się natrudził – jak nikt inny – aby przygotować” prawdziwy Pokarm i prawdziwy Napój” (por. J 6, 55). Przygotował ten Posiłek za cenę uniżenia, wyniszczenia; za cenę cierpienia i śmierci. Przygotował i czeka, aby przyjaciel przyszedł do stołu i spożywał.
Czy wypełniamy Testament Chrystusa? Jeżeli nie, to dlaczego? Przeszkody mogą być różne: obojętność, grzech, głupia opinia, brak wiary? Nie patrzmy na tych, którzy nie biorą udziału w uczcie. Wszak nie uczestniczy w eucharystycznej uczcie ten, kto zamiast „brać i jeść”, pozostaje obojętnym obserwatorem spoglądającym jedynie na stół i dary. Nie uczestniczy ten, kto stoi za drzwiami lub poza ogrodzeniem. Czy wobec takiej postawy Gospodarz nie czuje się wzgardzonym?
Chrystus nie powiedział: „patrz, podziwiaj, przyglądaj się”, ale „jedz, pij”.

 

Aby ofiarować

   Wielu katolików zakorzenionych myśleniem w dawnej celebracji liturgii eucharystycznej mówi: „wysłuchałem Mszy św.” I czyni tym samym z siebie biernych słuchaczy „religijnej audycji”. Inni natomiast patrząc na ołtarz (o ile nie stoją poza drzwiami kościoła) rozmyślają o przeróżnych sprawach życia codziennego. Ci sprowadzają w ten sposób ofiarę Chrystusa do rzędu magicznych obrzędów . Jedni i drudzy nie widzą swego miejsca „wewnątrz” celebracji. Obie postawy są wyrazem wielkiego niezrozumienia oraz nieuświadomionym wołaniem o odpowiedź na pytanie: Jaka jest moja rola – jako chrześcijanina – w sprawowaniu Pamiątki Pana?
Sprawowanie Eucharystii nie jest prywatną czynnością księdza. Jest to obowiązek i  przywilej wszystkich chrześcijan. Wszystkie modlitwy liturgii mszalnej wymawiane są nie w pojedynczej ale w mnogiej liczbie. Przepisy liturgiczne tylko w niezwykłych okolicznościach pozwalają samemu kapłanowi składać Najświętszą Ofiarę. Każdy, kto przyjął sakrament chrztu świętego otrzymał udział w kapłaństwie Chrystusa. Uczestnicząc w tym kapłaństwie, które jest nazwane „kapłaństwem powszechnym wiernych” albo „królewskim kapłaństwem” ma za zadanie składać duchowe ofiary, przyjemne Bogu przez Jezusa Chrystusa (por. 1P 2,5). Owe duchowe ofiary należy składać w łączności z jedyną ofiarą odkupienia, jaką jest Eucharystia.
W przedsoborowej liturgii wspólnota eucharystyczna przedstawiała się jako wspólnota świątynna, do której można odnieść słowa wyjęte z opisu kapłańskiej czynności Zachariasza: „A cały lud stał na zewnątrz” (Łk 1,10). Ponowne odczytanie przez Sobór Biblii i Tradycji otworzyło wiernym drogę do czynnego uczestnictwa we Mszy świętej.
Oczywiście czynne uczestnictwo nie oznacza w żadnym wypadku, że każdy może wszystko i czyni wszystko. Ani jeden nie czyni wszystkiego, ani wszyscy nie czynią wszystkiego, lecz każdy czyni swoje.
Miarodajną interpretacją powyższych zdań są słowa Jana Pawła II zapisane w Liście do Kapłanów na Wielki Czwartek 1980 roku: „Sprawujący liturgię eucharystyczną jest jako szafarz tej ofiary autentycznym kapłanem dokonującym – na mocy specjalnej władzy święceń – prawdziwego aktu ofiarnego, który prowadzi ludzi do Boga. Zaś wszyscy, którzy w Eucharystii uczestniczą, nie składając ofiary tak jak on, składają wraz z nim, na mocy kapłaństwa powszechnego wiernych swoje duchowe ofiary, które wyraża chleb i wino od momentu złożenia ich na ołtarzu. Chleb i wino stają się poniekąd symbolem wszystkiego, co zgromadzenie eucharystyczne przynosi od siebie w darze Bogu i co ofiaruje w duchu, co może się Bogu podobać i co jest zgodne z Jego wolą”.
Dlatego koniecznym jest przychodzenie na sprawowanie każdej Eucharystii z intencją. Natomiast do złożenia tej intencji nie jest potrzebna każdemu sutanna albo ornat. Ważna jest świadomość bycia kapłanem.

 

Aby wyznać wiarę

   Tym, co odróżnia prawdziwie wierzącego katolika od innych ludzi, jest świętowanie niedzieli. Owo świętowanie wynika już z samego Dekalogu. Przykazanie: „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił” jest ostatnim przykazaniem z pierwszej tablicy, tzn. odnoszącym się bezpośrednio do Boga. O wyjątkowości tego przykazania świadczy słowo „pamiętaj”, którego nie ma przy żadnym innym przykazaniu! Bóg chce powiedzieć, że nie wolno nam o tym zapomnieć! Ten, kto uważa się za wierzącego, nie może o tym zapomnieć!

Dla Żydów dniem świętym był szabat. Słowo „szabat” oznacza zaprzestanie pracy z motywów religijnych. W Biblii szabat wiąże się ze świętym cyklem tygodnia: szabat zamyka tydzień dniem odpoczynku, radości i zebrań kultycznych (por. Oz 2,13; Iż 1,13). Szabatowym odpoczynkiem człowiek naśladuje święty odpoczynek Boga (por. Wj 31,13nn; Rdz 2,2nn). Odpoczynek ten był pojmowany przez Prawo bardzo surowo: nie wolno było zapalić ognia (por. Wj 35,3), zbierać drzewa (por. Lb 15,32), przygotowywać potraw (por. Wj 16,23). W celu uświęcenia tego dnia mają miejsce „święte zebrania” (Kpł 23,3), składanie ofiar (por. Lb 28,9nn). Poza Jerozolimą obrzędy te zastępuje się zebraniami w synagogach, gdzie są odprawiane wspólne modły połączone z czytaniem i komentowaniem Pisma świętego. W czasach machabejskich wierność nakazowi szabatowego świętowania jest posunięyta tak daleko, że tzw. Hassidim wolą być raczej zabici, niż zdecydować się na pogwałcenie szabatu przez chwycenie za broń (por. Mch 2, 32-38).

Chrystus nie obala wyraźnie szabatu: nawiedza w szabat synagogi i korzysta z tej okazji, by głosić Ewangelię (por. Łk 4,16). Występuje jednakże przeciw bezdusznemu rygoryzmowi Prawa i podkreśla, że ma władzę nad szabatem: „Syn Człowieczy jest Panem szabatu” (por. Mk 2,28).

Uczniowie Chrystusa początkowo również przestrzegają szabatu (por. Mt 28,1; Mk 15,42: J 19,42). Po wniebowstąpieniu zebrania odbywające się w szabat wykorzystują do głoszenia Dobrej Nowiny w środowiskach żydowskich (por. Dz 13,14; 17,12), lecz względnie wcześnie dniem kultu w Kościele staje się pierwszy dzień tygodnia, jako dzień zmartwychwstania Jezusa i jako dzień Pański (por. Dz 20,7; Ap 1,10). Dniem najważniejszym i świętym staje się niedziela. W tym dniu Kościół zbiera się na sprawowanie Pamiątki Pana, czyli Eucharystii. On staje się centralnym wydarzeniem życia kultycznego.

Dla chrześcijanina słowa: „Pamiętaj, abyś dzień święty świecił” oznaczają powstrzymywanie się od zbędnych prac, które można wykonać w inny dzień. Warto  w tym dniu pochylić się dłużej nad Biblią, sięgnąć po dobry katolicki artykuł z prasy lub internetu, więcej czasu poświęcić modlitwie (zwłaszcza rodzinnej) czy też rozmowom na temat wiary. Najważniejszą sprawą – co już zostało wspomniane – jest udział w Ofierze Chrystusa. Bez niej nie ma świętowania niedzieli!

Dzisiaj wielu uważających się za należących do Chrystusa ma tysiące powodów do „rozgrzeszania się” ze swej nieobecności w kościele: „musiałem przyjmować gości”, „przyjechała koleżanka”, „obchodziłem imieniny”, „byłem niewyspany po weselu”, „byłem w podróży”, „padał deszcz”, „było zimno”, „łowiłem ryby”, „nie chciało mi się” itd.

Księga Rodzaju powiada, że po zabójstwie Abla Pan Bóg zapytał Kaina: „Gdzie jest twój brat, Abel?”. On odpowiedział: „Nie wiem”. Pan Bóg rzekł wtedy do Kaina: „Krew brata twego głośno woła ku Mnie z ziemi (Rdz 4, 9-10). Każdy z nas jest odpowiedzialny za śmierć Chrystusa. Nasze grzechy zaprowadziły Go na krzyż i śmierć krzyżową. Krew Brata naszego – Chrystusa przelewana ciągle na ołtarzu jest wołaniem z ziemi ku Bogu. Naszym zadaniem jest być tam, gdzie ta Krew się przelewa, przyznać się i wyznać razem z innymi: „Ile razy ten chleb spożywamy i pijemy z tego kielicha, głosimy śmierć Twoją Panie, oczekując Twego przyjścia w chwale” (Aklamacja po przeistoczeniu).

Nie okłamujmy więc Boga, siebie i innych, że nie wiemy, gdzie jest Chrystus i Jego Krew. Zaniedbując coniedzielną Eucharystię nie możemy mówić o sobie, że jesteśmy prawdziwymi chrześcijanami. Jan Paweł II wypowiedział podczas czwartej pielgrzymki do Polski słowa: „Nie łudźmy się: odchodząc od źródeł miłości i świętości odchodzi się od samego Chrystusa”. Jeśli będziemy daleko od Chrystusa grozi nam niebezpieczeństwo, że w czasie swego przyjścia On nie pozna nas, jak nie poznał nieroztropnych panien z Ewangelii. A czy może być większe nieszczęście nad to, że gdy staniemy u bram „wiecznego Jeruzalem” usłyszymy słowa: „Zaprawdę powiadam wam, nie znam was” (Mt 25,2)?!

Aby się modlić

   Ci, którzy odeszli od Eucharystii, albo rzadko w niej uczestniczą, tłumaczą swoje postępowanie mówiąc: „Msza św. jest zbyt nudna i monotonna. Ciągle jest taka sama. Dlatego – stwierdzają – lepiej pomodlić się w domu lub porozmyślać z Biblią w ręku niż iść do kościoła”.

Stwierdzenia te świadczą o braku poprawnej teologicznej refleksji. Celem wniknięcia w poruszony problem użyjmy porównania wyjętego z życia. Niemal każdy z nas ma jakieś ulubione miejsce, zakątek, który kocha i częściej przywołuje w pamięci. Jest on zawsze ten sam, ale ciągle inny. Tę inność nadaje mu pora roku, dnia, pogoda. Podobnie jest z Eucharystią: choć jest zawsze ta sama, to przecież jest ciągle inna. Inna w Adwencie, inna na Pasterce, inna w Wielkim Poście, inna podczas jakiegoś jubileuszu. Każda Msza św. nabiera barwy w blasku Liturgii słowa. Inaczej przedstawia się , gdy mowa o wskrzeszeniu Łazarza, inaczej gdy Chrystus ucisza burzą na jeziorze, a jeszcze inaczej, gdy zapowiada koniec świata. Klimat Eucharystii kształtowany jest przez świętych Pańskich: przez Najświętszą Maryję Pannę, , przez swojego Patrona, patrona kościoła. W każdą Mszę św. wnosimy swój wewnętrzny i niepowtarzalny nastrój: radość, przygnębienie, smutek, poczucie winy… . Nieobojętna jest także intencja, z którą idziemy do świątyni. Raz będzie to prośba, innym razem przeproszenie, a jeszcze innym dziękczynienie lub uwielbienie.

Ogromnie niebezpiecznym faktem jest stawianie na równi – co zostało zaznaczone na początku tego rozważania – modlitwy, która bierze początek od człowieka i prowadzona jest przez niego, z Eucharystią, która swe źródło i spełnienie ma w Chrystusie. Takie zastępowanie Mszy św. różnymi formami modlitwy jest przekreśleniem prawdy o niczym niezastąpionej skuteczności Eucharystii jako modlitwy samego Chrystusa. To, co przynosimy w sercu (prośby, przebłagania, dziękczynienia, uwielbienia) i wyznajemy ustami, jest zanoszone do Ojca „przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie”. On sam – Chrystus – modli się w nas i za nas. On też naszą modlitwę zanosi do Ojca Swojego i Ojca naszego (por. J 20,17). Każda intencja modlitewna, jeśli jest zgodna z wolą Boga, zostaje zakonsekrowana i zaniesiona razem z ofiarą Ciała i Krwi do Ojca.

Istotą powyższych rozważań jest następująca prawda: Eucharystia jest najdoskonalszą modlitwą i nie sposób jej niczym zastąpić. To nie leży w mocy człowieka

 

Aby oddać cześć

   „Nie modlę się i nie uczestniczę w Eucharystii, bo to mi nic nie daje. Nie odczuwam przy tym żadnej duchowej satysfakcji. Nie doświadczam wewnętrznego, głębszego przeżycia”. Jest to opinia, pod którą podpisuje się wielu. A wszystko dlatego, że zagubiony został cel i sens modlitwy, zwłaszcza tej najdoskonalszej, jaką jest Eucharystia.

Najważniejszym celem modlitwy jest oddanie Bogu chwały, czci, a nie osobista korzyść. Gdyby się szukało jedynie wewnętrznej pociechy, radości, przeżycia, byłoby się wówczas duchowym egoistą. Istotą modlitwy jest oddanie czci Panu, adorowanie Go. Nie ja jestem najważniejszy, ale On – Bóg.

Najdoskonalszym sposobem uczczenia Boga jest Msza św. W niej najpełniej Bóg odbiera kult. Istotą bowiem kultu chrześcijańskiego nie jest czyn ludzki, ale czyn Chrystusa. W Nim Ojciec odbiera najlepsze uwielbienie, ponieważ Chrystus najdoskonalej oddaje siebie – oddaje aż do końca. Oddanie to uobecnia każdorazowo sprawowana Eucharystia. Duchowa jedność z czynem Chrystusa jest dla człowieka największą możliwością uczczenia Boga.

Obserwowanie w ostatnim czasie zjawisko kryzysu autorytetów, laicyzacji i desakralizacji życia uwidacznia się także w postawach, jakie przyjmują wierni  w kościele. Niejednokrotnie, zanim rozpocznie się Msza święta, parafialne świątynie są miejscem towarzyskich rozmów w iście bazarowym stylu. Większość z nich kończy się z chwilą pojawienia się przy ołtarzu kapłana, choć, niestety, nie zawsze. Tu i ówdzie zauważa się podczas celebracji Eucharystii brak skupienia, arogancko założone ręce, ironiczne uśmiechy, szemrania i inne postawy nie licujące z liturgiczną akcją i przeznaczeniem tego miejsca. Ciekawe, co uczyniłby w takiej sytuacji Jezus? Myślę, że to, o czym wspomina Ewangelia: „Wszedłszy do świątyni, zaczął wyrzucać tych, którzy sprzedawali i kupowali w świątyni, powywracał stoły zmieniających pieniądze i ławki tych, którzy sprzedawali gołębie (…). Potem uczył ich mówiąc: Czyż nie jest napisane: `Mój dom ma być domem modlitwy dla wszystkich narodów, lecz wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców`” (Mk 11, 15-17; por. Mt 21, 12-13). Świątynia jest miejscem świętym, Bogu poświęconym, „domem modlitwy”, a nie punktem cotygodniowych schadzek lub giełdą towarzyską, na której sprzedaje się różnego rodzaju nowinki.

Cześć oddawana Bogu w Eucharystii powinna wypełniać wnętrza świątyń również poza Mszą świętą przez różnego rodzaju nabożeństwa, adoracje Najświętszego Sakramentu, procesje. Powinna być okazywana także na zewnątrz kościołów. Warto przy tej okazji zweryfikować swoje zachowanie w czasie, gdy spotykamy się z Chrystusem niesionym bądź wiezionym do chorych. Jakże niewielu zdejmuje czapkę i przyklęka! I jakże wielu udaje, że Go nie widzi!

Będąc akolitą zostałem ogromnie zbudowany przed laty pokorą i szacunkiem dla Chrystusa eucharystycznego, kiedy po skończonej Mszy św., sprawowanej przez Ojca świętego Jana Pawła II w Rzeszowie, szedłem ulicą w kierunku kościoła, aby złożyć puszkę z Ciałem Pańskim do tabernakulum. W drodze trafiłem na około stu wychodzących ze świątyni ze świątyni kardynałów i biskupów. Wszyscy oni, zdejmując birety bądź piuski, z pochylonymi głowami padali na obydwa kolana przed Panem. Takiego widoku się nie zapomina!

W kontekście tego rozważania aktualną wydaje się być przestroga i zachęta Chrystusa: „Do każdego więc, który przyzna się do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed Moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed Moim Ojcem, który jest w niebie” (Mt 10, 32-33).

 

Aby okazać miłość

   Zadziwia i niepokoi Janowy opis Ostatniej Wieczerzy. Zaskakuje on faktem, że nie ma w nim mowy o ustanowieniu Eucharystii. Dlaczego? Dlaczego Jan, który uczestniczył w pierwszej Mszy św., nie zamieszcza słów: „Bierzcie i jedzcie (…). Bierzcie i pijcie…”?Dlaczego nie napisał: „To czyńcie na Moją pamiątkę”?

Po przeczytaniu tej Ewangelii nasuwa się następująca odpowiedź: Od samego rytu ważniejsza jest miłość. Bądź też, patrząc bardziej całościowo (przez pryzmat „czterech” Ewangelii): do uobecniania Pamiątki Pana niezbędna, wręcz konieczna, jest miłość!

Trzynasty rozdział Ewangelii wg św. Jana rozpoczyna zdanie: „Umiłowawszy swoich na świecie , do końca ich umiłował” (J 13,1). Słowa te są kluczem otwierającym drzwi Wieczernika.
Tam, „w sali na górze”, zamiast usiąść wygodnie na pierwszym miejscu przy stole, Chrystus przepasuje się prześcieradłem, klęka przed prostymi ludźmi (byłymi celnikami i grzesznikami) i zaczyna umywać im nogi. Staje się sługą wszystkich mających uczestniczyć w Jego Uczcie. Chce pokazać w ten sposób, że miłość znaczy uniżać się, przyjmować pokorną postawę. I takim się już na zawsze pozostawi.

Głębszym wyjaśnieniem słów: „do końca ich umiłował” jest kolejny wieczernikowy gest – gest rozdania siebie w chlebie i winie oraz śmierć na krzyżu. „Do końca” tzn. aż po granice śmierci i poza nie. „Do końca” tzn. bez końca, gdyż Chrystus raz umierając ciągle siebie wydaje. Dla Niego śmierć nie jest granicą miłości.

Wydarzenie umywania nóg tylko z pozoru nie związku z Eucharystią, a tak naprawdę, pozwala ono na głębsze jej zrozumienie. Przez umycie nóg swoim uczniom Jezus chciał jednocześnie dać przykład, co znaczy Jego „nowe przykazanie” miłości, które Jan nie bez powodu wiąże właśnie z Ostatnia Wieczerzą: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali” (J 13,34). Cały Janowy opis Ostatniej Wieczerzy jest jednym wielkim nawoływaniem do miłości. Słowa Chrystusa są aktualne nie tylko w odniesieniu do pierwszej, ale do każdej Eucharystii. Równocześnie są one pytaniami o miłość do Boga i między sobą tych, którzy w niej uczestniczą. Przykazanie miłości jest wręcz wpisane w Eucharystię! Ona jest sprawdzianem miłości! Kto wyznaje, że miłuje Boga „całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą” (Mk 12,30), a lekceważy wieczernikowy dar (Eucharystię) jest kłamcą. Udział w Eucharystii jest manifestacją miłości człowieka do Boga. Tak zamanifestowana miłość do Boga realizuje się naprawdę w miłowaniu każdego człowieka: „Kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (por. 1J 4,20). Już w Starym Testamencie Bóg domaga się miłości, a nie krwawej ofiary tzn. samego obrzędu! Chrystus zas mówi: „Jeślibyś więc składał dar swój na ołtarzu i tam wspomniałbyś, iż brat twój ma coś przeciwko tobie, zostaw dar swój przed ołtarzem, odejdź i najpierw pojednaj się z bratem swoim, a potem przyszedłszy, złóż dar swój” (Mt 5, 23-24). Jedynie ten człowiek, który posiada miłość (na wzór Jezusa) może składać swoje duchowe ofiary w łączności z Ofiarą Chrystusa. Zarówno droga do ołtarza jak i od ołtarza powinna być dla każdego drogą miłości. Niestety, zdarza się, że często nie widać tego. I stąd z ust niewierzących padają słowa: „Ona chodzi do kościoła, ale jest gorsza od tych, którzy nie chodzą”. A Jezus wstający od umywania nóg Apostołom przypomina: „To jest Moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem” (J 15,12). Słowem „jak” Jezus wskazuje miarę miłości. Wezwanie Jezusa nie ogranicza się tylko do tego, byśmy kochali bliźniego jak siebie samego, ale tak, jak On nas umiłował. A On nie tylko pochylił się do stóp człowieka, lecz oddał życie za wszystkich. Cały ten opis zawiera Eucharystia, która nazywana jest Sakramentem miłości oraz źródłem i szczytem miłości.

Rozwój miłości stanowi właściwy sens przekraczania drzwi dzisiejszych wieczerników i uczestnictwa w Ofierze Pana!

                           

Aby być jedno

   Nie w innym miejscu i nie w innym czasie, ale właśnie w Wieczerniku w przeddzień oddania swojego życia za wszystkich Jezus wyraził tak sugestywnie swoją wolę, aby uczniowie byli jedna miłującą się wspólnotą. Zanim udał się do Ogrodu Oliwnego kilkakrotnie prosił uczniów, aby się wzajemnie miłowali i trwali w Jego miłości, a potem w modlitewny sposób błagał Ojca o to, aby „stanowili jedno” (J 17,21-22). Jezus podkreśla, że ta jedność możliwa będzie tylko wtedy, jeśli będą w Nim – w Chrystusie – trwać tak, jak On trwa w Ojcu. Zjednoczenie z Nim ma być podstawą jedności całej wspólnoty. Nie bez powodu słowa te wypowiedział Chrystus w Wieczerniku w kontekście ustanowionej przez Niego Eucharystii, która ma być sakramentem tej jedności.

Jest nieporozumieniem i prowadzi do błędu stwierdzenie, że szczytowym punktem celebracji Eucharystii jest przeistoczenie. Warto dokładnie przyglądnąć się teologii św. Pawła, który z całą mocą obstawał przy tym, że szczytowym, docelowym punktem przyjścia Jezusa Chrystusa, sensem Eucharystii, jest komunia, zjednoczenie Głowy i członków, jedność Chrystusa w chrześcijanach. Przemienienie, przeistoczenie egoistycznych, grzesznych ludzi w dzieci Ojca, przeobrażenie odosobnionych jednostek we wspólnotę braci i sióstr słusznie musi być nazwane docelowym i szczytowym punktem posłannictwa i Jego przyjścia w Eucharystii.

Nie tylko adoracja, ale przyjmowanie Chrystusa, karmienie się Jego Ciałem jest najważniejsze. Wszyscy powinni się jednoczyć z Chrystusem w jednym i tym samym Ciele, bo Chrystus powiedział: „Bierzcie i jedzcie (…). Pijcie z niego wszyscy…” (Mt 26, 26-27). Stół eucharystyczny powinien łączyć, a nie dzielić. Wolą Chrystusa, którego przyjmujemy nie jest dzielenie ale zespolenie. Prawdziwe otwarcie dla Chrystusa jest otwarciem dla każdego człowieka. Człowiek przyjmujący Chrystusa otwiera się na bliźniego. Nie można przyjąć Chrystusa jeśli się jest zamkniętym dla człowieka. Znakiem otwarcia się jest przekazanie wszystkim znaku pokoju przed przyjęciem Komunii św.

Eucharystia buduje Kościół, jest źródłem jego jedności i mocy. Kościół buduje się jako Mistyczne ciało Chrystusa przez Sakrament Ciała. Lekceważenie Eucharystii, czy samej Komunii św. jest lekceważeniem Kościoła i brakiem pozytywnej odpowiedzi na wolę Chrystusa, którą wyraził On w Wieczerniku.

tekst pochodzi ze strony parafii św. Marii Magdaleny w Dukli

Joomla templates by a4joomla